poniedziałek, 28 lutego 2011

Wiosna idzie, miłość rozkwita... :)

Ostatnio niewiele się działo na blogu, bo niewiele działo się u Irmelin: Poczuła zimę i poddając się pierwotnemu instynktowi, silniejszemu niż jakiekolwiek ludzkie wymysły, by zamknąć węża w terrarium i za pomocą elektroniki zapewnić w nim odpowiedni mikroklimat, by wąż rozwijał się i rósł szybciej niż w naturalnym środowisku... Tymczasem, wbrew warunkom panującym w jej domku, jakiś wewnętrzny głos mówił Irmelin: "Jest zima, czas poszukać jakiejś chłodnej, przytulnej kryjówki i czekać, czekać na nadejście wiosny". Tak też zrobiła, od listopada nie liniejąc, nie jedząc i prawie że nie opuszczając swojej kryjówki w zimnym kącie terrarium. Raz, owszem, zrobiła wyjątek i zjadła myszkę, ale więcej już nie sprzeciwiła się instynktowi.
Dzisiaj kupiłem jej myszkę, podałem żywą. Kiedy gryzoń przechadzał się po irmelinowym lokalu, ona sama z początku nie raczyła zauważyć obecności intruza. Ale w głębi jej głowy chyba coś równie silnego i pierwotnego jak to, co skłoniło ją do zimowania, szeptało: "Wiosna za pasem, czas wstawać. Oto jest sposobność, powstań! Powstań i zabijaj, jedz, rośnij w siłę!"
I tym razem usłuchała, ostrożnie wyjrzała z kryjówki, namierzając zdobycz. Kiedy niczego nieświadomy gryzoń przeszedł nieopodal, Irmelin naprężyła się jak struna i przykleiła się wzrokiem do swej ofiary. Wypełzła ostrożnie za nią, jej ciało przybrało kształt litery "Z", pełen skupienia wzrok... Nie, to ona sama była skupieniem, czujnością... Z zaspanego, niegroźnego węża stała się łowcą, maszyną do zabijania, podążającą za ofiarą jak cień. Mysz podeszła o milimetr za blisko... Atak był błyskawiczny, pełen determinacji, agresji i głodu, zbudzonego przez nadchodzącą wiosnę. Mysz krótko pisnęła, wypuszczając tym samym część ze swego ostatniego, niosącego życie oddechu...

Wiosna, choć dla węży jest czasem zabijania, dla ludzi podobno jest czasem miłości. Tak więc zdecydowaliśmy się jechać po kawalera dla Irmelin i dzięki temu spędziliśmy weekend w Zakopanem - kawaler pochodzi z USA, ale mieszkał w Nowym Targu. Nazwaliśmy go Tadeusz, ponieważ w planach mamy zakup dorosłej samicy, która będzie nosić imię Teresa. Mam nadzieję, że oprócz Irmelin również Teresa zostanie matką, a Tadeusz - ojcem.
W tym miejscu muszę nadmienić, że Tadeusz nie pochodzi z plebsu, jest arystokratą - pięknym pytonem królewskim odmiany barwnej "fire", więc statystycznie połowa potomstwa odziedziczy po nim szlacheckie geny...

poniedziałek, 6 września 2010

O tym, co po powrocie

Tak, wróciliśmy z wakacji, już jakiś czas temu.
Nmofmak stanął na wysokości zadania, więc Irmelin nie mogła marudzić. Po naszym powrocie wsunęła jednego szczurka, za tydzień drugiego, a wczoraj pochłonęła trzeciego, tak więc apetyt nadal jej dopisuje. Muszę zaznaczyć, że w dzień naszego powrotu zdjęła stare ubranko, zamieniając je na większe. Może wzdłuż jakoś znacząco nie urosła, za to wreszcie wygląda jak normalny dusiciel, a nie skrzyżowanie pytona z żyłką wędkarską...

czwartek, 5 sierpnia 2010

Kolejny posiłek i pożegnanie

Teraz jestem już pewien - to nie jest ta Irmelin, którą znam. To automat do pochłaniania szczurów! Wczoraj podałem Irmelince posiłek maksymalnej dopuszczalnej dla takiego węża wielkości - szerokości gada w jego najgrubszym miejscu. Co ciekawe, Irmelinka, która przedtem bała się sporych szczurów, tym razem zaatakowała po około dwóch sekundach.Jak się okazało, dwumiesięczny szczurek jest w sam raz na jej możliwości - księżna musiała się troszkę namęczyć, niemniej nie miała większych problemów z połknięciem tego dania. Teraz Irmelinka będzie miała dwa tygodnie przerwy w karmieniu - wyjeżdżamy nad morze, a opiekę nad lubą księcia Andrzeja będzie sprawował Nmofmak.

czwartek, 29 lipca 2010

Kolejny posiłek :)

Jak już wcześniej pisałem, Irmelince ostatnio apetyt dopisuje. A że szczurów dostatek, więc postanowiłem nie zmarnować tego czasu i karmić ją do oporu. Jako, że już przedwczoraj wieczorem wystawiała głowę z kryjówki obserwując terrarium, wczoraj postanowiłem spróbować podać jej około miesięcznego bieguska. Posiłek całkiem spory, największy w jej życiu. Na początku tylko go obwąchała, więc "podano do stołu" - zostawiłem szczurka pod wejściem do kryjówki. Nie robiłem sobie zbyt wielkich nadziei, że Irmelin zdecyduje się go zjeść, ale po pół godziny zauważyłem, że gryzoń znikł, a kryjówka jest odwrócona wejściem do tylnej ściany terra. Ot, pizza odebrana, do widzenia! ;-)
Myślę, że dam jej teraz tydzień spokoju z karmieniem, bo boję się, żeby z rozpędu nie przesadziła. Chyba, że zauważę oznaki zbliżającej się wylinki, co powinno niedługo nastąpić - wtedy węże odmawiają pokarmu, skupiając się na zmianie stroju.
Dzień przed posiłkiem zmierzyłem Irmelin programem Snake Measurer - wynik to około 70cm. No właśnie - na moje oko ma więcej, tak więc powtórzę pomiar, kiedy tylko będzie to możliwe.

sobota, 24 lipca 2010

Letnie ucztowanie

Dzisiaj rano Irmelinka wciągnęła jednego szczurzego bieguska, na oko wielkości dwóch myszek. Tym samym bilans ostatniego tygodnia przedstawia się następująco:
Zeszły piątek: dwie myszki
Środa: szczurzy biegusek
Sobota: szczurzy biegusek

Daje to razem ilość dwa razy większą, niż spożywana przez Irmelin tygodniowa średnia. Ciężko powiedzieć, czy wpływ na to ma "afrykańska" pogoda, pochodzenie karmówki (dostaje szczurki z mojej hodowli, dobrze karmione i świeżo ubite), czy po prostu księżna postanowiła przytyć. Tak czy inaczej, dobrze, że skończyła z drakońską dietą i wreszcie zaczyna przypominać pytona królewskiego, a nie sznurówkę. Mam nadzieję, że apetyt jej się utrzyma i czekam na wylinkę - przy takim spożyciu liczę na solidny przyrost.

wtorek, 20 lipca 2010

Krótkie streszczenie wydarzeń minionych.

Na samym początku muszę wyjaśnić jedną kwestię - wiem, że blog jest prowadzony kulawo, ale niestety życie ma to do siebie, że ciągle brakuje nam czasu. Niestety mnie też go nie zbywa, więc piszę, kiedy mogę.

Fiprex pomógł, nadal ani śladu roztoczy. Skutki uboczne? Źle zdjęta (a raczej nie zdjęta w ogóle) wylinka. Pomogła kąpiel w letniej wodzie i delikatne "obranie" węża ze starej skóry, chociaż głowa i oko nie były wdzięcznymi miejscami. Trzeba jednak księżnej przyznać, że zniosła to wszystko ze spokojem i godnością.
Po wylince wchłonęła zaledwie jedną myszkę i... Ku mojemu zdziwieniu po upływie około trzech tygodni zaczęła się przygotowywać do kolejnej wylinki. Tą zdjęła już wzorowo, jednak z jedzeniem dalej grymasiła - wmuszenie w nią dwóch dorosłych myszek było sporym osiągnięciem. A dwie dorosłe myszy dla około 90-cio centymetrowego pytona to stosunkowo mało. Z resztą przez ten "wylinkowy" okres trochę schudła, co zaczęło mnie nieco niepokoić. Na szczęście ostatnio pojawiła się nadzieja na to, że Irmelin nadrobi zaległości: Trzy dni temu pochłonęła dwie myszki (nieco wcześniej - jedną) a dzisiaj zabiła i pożarła szczurzego bieguska.

Tak - zabiła. Dlaczego podałem żywy pokarm? Już wyjaśniam.
Niektóre dusiciele trzymane w niewoli całkowicie tracą swoje naturalne odruchy - wcale nie duszą ofiary (normalnie "duszą" martwą karmę). Nie chcę, żeby mojemu wężowi się to przytrafiło, dlatego podałem żywego bieguska. Dodam, że tej wielkości szczur na 99% nie jest w stanie wyrządzić żadnej krzywdy wężowi i, że mimo to, cały czas kontrolowałem to, co dzieje się w terrarium. A polowanie węża to nie lada przedstawienie, niemniej przedstawienie na tyle okrutne dla ofiary, że na pewno szybko go nie powtórzę.
Jeśli myślicie, że wąż wypełza za ofiarą, to nie znacie Irmelin. Kiedy poczuła zapach i ciepło szczurka wolniutko wysunęła połowę pyska ze swej kryjówki, namierzyła ofiarę i... Czekała. Niczego nie świadoma karmówka rozpoczęła spacer po terrarium, badając otoczenie. Podeszła do węża na odległość około trzech centymetrów - wąż ani drgnął. Zaciekawiona zrobiła parę kroczków w jego kierunku, zbliżając się na mniej niż pół centymetra. Ten dystans okazał się zabójczy: Błyskawiczny atak, kryjówka wylatuje w powietrze, a szczurek w ułamku sekundy zostaje uwięziony w splotach Księżnej... A tak to wyglądało w praktyce:

piątek, 28 maja 2010

Chińskie tortury ratują skóry

Czyli o tym, co się działo przez ten miesiąc w świecie Irmelin. A działo się sporo: Miała miejsce wielka wojna z roztoczami. Niestety, globol nie przyniósł oczekiwanych rezultatów - roztocza mnożyły się pomimo zatrważającej ich ilości nic sobie nie robiąc ze środka owadobójczego - może wyselekcjonowałem "linię rodową" odporną na tą substancję. Widziałem, że te małe bydlątka strasznie dokuczają wężowi - siedział cały czas w baseniku z wodą usiłując potopić jak najwięcej małych dręczycieli. Zrobiło mi się szkoda księżniczki, poza tym obawiałem się, że pogryzienia mogą zacząć się paprać. I postanowiłem: Wojna totalna została wypowiedziana! A oto spis działań wojennych:

-Zakup faunaboxa i kabla grzewczego 15W
-Wysępienie Fiprexu od biednego nmofmaka
-Skucie wykończenia w terrarium (które i tak odpadało)
-Wyłożenie dwóch globoli w terrarium z zaklejoną wentylacją na okres 12 dni
-Spryskanie węża Fiprexem i umieszczenie go na ręcznikach papierowych w faunaboxie
-Ponowne wykończenie terrarium, kąpiel Irmelin i umieszczenie jej w odnowionym domku.

Póki co roztoczy żadnych nie widać i modlę się, żeby tak zostało. Pierwszego dnia po powrocie do domu Irmelin (mimo stresu, jaki na pewno przeżyła) zjadła myszkę, dzień później (czyli wczoraj) wchłonęła drugą. Ku mojemu zaskoczeniu po pierwszym posiłku bezceremonialnie wpakowała mi się na ręce nic sobie nie robiąc z pełnego żołądka :)