Jako, że Irmelin przybyła do mnie ponad trzy miesiące temu, troszkę się już w hodowli wydarzyło.
Na początku problem z wilgotnością - włókno kokosowe umieszczone w terrarium było za mokre. Rozwiązanie okazało się banalne - wystarczyło wysuszyć podłoże w piekarniku, w temperaturze około stu stopni.
I zaraz na starcie kolejny kłopot - księżniczka Irmelin ani myśli spożywać posiłków w towarzystwie takiego plebsu jak ja i moja małżonka. Tak więc pierwsze karmienie po tygodniu od pojawienia się pytonicy w naszych skromnych progach zakończyło się fiaskiem. Dlaczego dopiero po tygodniu? Otóż młode pytony królewskie jedzą co tydzień, starsze podrostki (jak Irmelin) co około 10 dni, natomiast dorosłe - raz na około 2 tygodnie. Przy czym trzeba zaznaczyć, że nie jest to regułą, a zależy od apetytu danego osobnika. Dodatkowo nadmienić muszę, że nowy dom i wszystko co związane z przeprowadzką stresuje nie tylko ludzi, węże również. A co za tym idzie - zamiast na jedzeniu koncentrują się najpierw na zbadaniu nowego miejsca, znalezieniu odpowiedniej kryjówki i uspokojeniu w niej skołatanych nerwów.
Po około dwóch miesiącach postu udało mi się wreszcie wmusić w nią dwa szczurze oseski. Po tygodniu było już lepiej - zjadła cztery szczurki - niemowlaki. Wiedziałem już, że będzie dobrze - pytony królewskie mają tendencje do głodówek, które mogą trwać nawet dziewięć miesięcy, często poszczą też w okresie zimowym.
Pomyślałem więc, że czas wzbogacić dietę i za tydzień na Irmelin czekał szczurzy osesek. Postanowiłem również wykąpać ją i z pomocą Nmofmaka zdjąć jej pozostałość po ostatniej wylince. Na szczęście nasz plan wziął w łeb. Na szczęście? Tak, ponieważ okazało się, że wąż ma mleczne oczy, tak więc przygotowuje się do wylinki. Zwiększyłem więc wilgotność z około 45 do 70%, a po trzech dniach Irmelin pokazała się w nowej, lśniącej skórze i... Z roztoczami.
Nie mam pojęcia, skąd się te gady wzięły - przyczyną mógł być konar, który podobno (tak twierdził sprzedawca) był sterylny w chwili zakupu. Jak było naprawdę - ciężko stwierdzić. A może zawiniło "odstane" włókno kokosowe? Możliwe, że przyniosłem te małe gadziny na wężu, a po wylince wylazły spod łusek.
Tak więc rozpoczęła się wojna z roztoczami. W terrarium wyłożyłem zabezpieczony przed kontaktem ze skórą węża globol, zabrałem miskę z wodą, aby uniknąć zatrucia gada. Nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów, więc wymieniłem podłoże dezynfekując terrarium, po czym ponownie rozłożyłem globol. Aktualnie zostały niedobitki (najprawdopodobniej wylęgły się z jaj) na skórze księżniczki, mam nadzieję, że uporam się z nimi na dniach. Roztoczy jednak nikomu nie życzę, tak więc pamiętajcie, żeby każdy korzeń czy każde podłoże wygrzać w piekarniku przed umieszczeniem w terrarium...
W międzyczasie Irmelin przeszła drugą wylinkę, pożarła dwa szczurze biegusy i trzy dorosłe myszy. Warto zaznaczyć, że zawsze, gdy to możliwe podajemy martwy pokarm - podawanie żywych zwierząt jest niehumanitarne i stwarza zagrożenie dla węża.
Teraz oswajam pytonicę ze sobą, wyjmując ją dwa razy w tygodniu z terrarium mając nadzieję, że to już koniec serii trudności, jakie mnie spotkały.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz